wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 2

Sory że tak długo, ale jakoś tak wyszło. :P Mam nadzieję że się podoba. :)
_________________________________________________

            Gdy weszłam do środka, poczułam się jak we wnętrzu jakiegoś pięciogwiazdkowego hotelu. Na podłodze leżał ogromny, czerwony dywan, ściany wyklejone były złoconymi tapetami, a naprzeciw mnie znajdowały się szklane drzwi prowadziły na balkon. Widok z niego był wprost nie do opisania. Wokół szkoły rozpościerała się ogromna dolina, przecięta na pół rwącą rzeką i nakrapiana kwiatami i pojedynczymi drzewami. Cudowne miejsce, którego na pewno nikt by się nie spodziewał w okolicy Londynu.
            W pokoju było wszystko co uczniom do nauki jest potrzebne. Dwa biurka, dwa fotele, dwie biblioteczki przepełnione już książkami na najbliższy semestr. Przy ścianie stały dwie szafy, obok których znajdowały się podłużne lustra, na dwóch szafkach nocnych stały budziki, lampki i opaski na oczy. W kominku przyjemnie płonął ogień, a z sufitu zwisał pokaźnych rozmiarów złocony żyrandol.
            Najbardziej jednak przeraziła mnie pojedyncza rzecz zajmująca jedną piątą całego pokoju – a zaznaczyć trzeba, że wcale nie był on mały. Ogromne łóżko z baldachimem i stosem poduszek, na którym bez problemu pomieściłabym się razem z rodzicami i zostałoby nam jeszcze miejsca dla minimalnie jednej osoby. W każdym razie, łóżko było jedno. A w pokoju było nas dwoje.
            – No i jak się podoba? – spytał Christian, zamykając za mną drzwi. Śmiało mógłby zrobić tu ze mną co by tylko chciał i nikt by się o tym nie dowiedział. Ba, nikt by się tym nawet nie zainteresował! Co ta szkoła sobie wyobraża?
            – Czy to ma być jakiś żart? – Wskazałam palcem na łóżko.
            – Co, za małe? – Christian uniósł znacząco brwi.
            – Czemu tutaj nie ma dwóch łóżek?
            – Bo jest jedno. Same plusy: cieplej, milej, przyjemniej. – Zaczął wyliczać na palcach Christian, gdy położyłam ubrania na jednym z biurek, które uznałam za swoje. – Co prawda przyzwyczaiłem się do spania bez towarzystwa. Mogę cię spychać.
            Zgromiłam go spojrzeniem. Uniósł ręce w obronnym geście, obserwując mnie z rozbawieniem. Byłam załamana. Za dużo rzeczy wbrew mojej woli wydarzyło się w zbyt krótkim czasie. Zauważyłam drzwi, prowadzące zapewne do łazienki. Spojrzałam na swoje brudne od leżenia na ziemi ciuchy. Uznałam to za wystarczający pretekst, żeby na chwilę tam zniknąć. Wzięłam czystą, granatową koszulkę i krótkie, dżinsowe spodenki. Ciekawa byłam, czy już zawsze będzie mi tak gorąco. Nawet dłonie miałam ciepłe, co jeszcze do dzisiaj było dosyć rzadkie.
            – Idę się umyć – powiedziałam, idąc już w kierunku łazienki. Nawet jeśli Christian mi odpowiedział, to skutecznie go zignorowałam.

*


            Wyszłam spod prysznica chyba po godzinie, w każdym razie całe dłonie zdążyły się już porządnie pomarszczyć. Przez większość czasu bezsensownie siedziałam w brodziku, rozmyślając o tym jak mój świat rozpadł się na kawałki. Zawsze byłam dobra w użalaniu się nad sobą. Pora zacząć myśleć nad nowymi planami. Czym właściwie zajmują się nienaturalni po skończeniu nauki? Wracają do społeczeństwa i normalnych prac? Nigdy nie musiałam się tym interesować, a media w sumie wspominały głównie o tej szkole.
            Rozczesanie moich gęstych włosów przypominało istny horror, zwłaszcza bez odżywki. Na szczęście nie były zbyt długie, sięgały tylko poziomu łopatek. Gdy spojrzałam w lustro przeraziły mnie wory pod moimi zielono-brązowymi oczami. Wyglądałam jak rozczochrany i przemoczony strach na wróble. Czym prędzej rozczesałam kołtuny, przyglądając się pobladłej twarzy o ostrych rysach. Sprawiałam wrażenie kogoś chorego. Idealny wygląd, by kogoś do siebie zniechęcić.
            Gdy w końcu zdecydowałam się wrócić do pokoju i konfrontacji z moim nowym współlokatorem odkryłam, że Christian gdzieś wyszedł. Nie wiedziałam, czy cieszyć się z tego, czy też nie. Postanowiłam wykorzystać uzyskany czas na rozpakowanie, a właściwie powieszenie paru otrzymanych ubrań na wieszakach w szafie. Brudną odzież wrzuciłam do kosza w łazience, zastanawiając się, kto tu właściwie sprząta. W pokoju było zdecydowanie za czysto jak na męskiego lokatora, dlatego wywnioskowałam, że ktoś musiał to robić za niego. Może dziewczyna? Może nie tylko moje plany zostały pokrzyżowane?
            Gdy ubrania wylądowały już na swoim miejscu złapałam pierwszą lepszą książkę z biblioteczki i usiadłam na krześle. Było na pewno o wiele mniej wygodne niż zachęcające wyglądem i poduszkami łóżko, ale jakoś nie mogłam się zmusić, żeby do niego podejść. Podręcznik, który wzięłam oprawiono w brązową skórę, na której błyszczały złote litery układające się w wyraz „Poricke”. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, jak to się w ogóle czyta, gdy drzwi do pokoju się otworzyły. Uniosłam głowę znad książki i zauważyłam blond włosy Christiana.
            – No proszę, już się uczysz? – Powiedział, podchodząc do mnie. Pokazałam mu podręcznik.
            – Co to poricke? – Zmarszczył brwi, albo przez moją błędną wymowę, albo dlatego że nie chciał robić za nauczyciela. Strzelałam w pierwsze.
            – Tak tu mówią na złe dusze. Przybierają różną postać, zwykle nic przyjemnego.
            – Dusze?
            – W sumie to bardziej takie wredne potworki.
            – Skąd one się wzięły? – Nie przypominałam sobie żadnych kontaktów z potworami.
            – Różnie. Niektóre to rzeczywiście zbłąkane dusze. Ale takie, które z jakiegoś powodu nie chcą przejść dalej.. Inne żyją normalnie odkąd istnieje człowiek, ludzie po prostu ich nie widzą. To one wywołują koszmary i różne takie. Będziesz się tego uczyć na obronności. W trzeciej klasie zaczynają się praktyki to nawet sobie z takimi powalczysz.
            – Da się je zabić?
            – Tak, ale na każdego poricke trzeba znaleźć coś innego. Jeśli to dusza, trzeba zniszczyć coś, co utrzymuje ją w tym świecie, albo jakoś ją przekonać, że jej czas na ziemi się skończył. Inne można unieszkodliwić formułką, jeśli zdradzą ci swoje imię. Nie liczyłbym na to, skubańce są strasznie inteligentne. Najczęściej używa się uniwersalnej metody, czyli broni ze srebra. Na porządku dziennym zajmują się tym poskramiacze.
            – Kto?
            – Ktoś w stylu myśliwego.
            Pokiwałam głową. Czyli ta szkoła chce zrobić ze mnie maszynę do zabijania potworów. Christian opadł delikatnie na łóżko i przyglądał mi się z zaciekawieniem. Niechętnie zauważyłam, że moje biurko stanowczo zbyt blisko niego – wystarczyło, że wyciągnąłby rękę, a już mógłby mnie dotknąć. Otworzyłam książkę i zaczęłam pobieżnie czytać tematy: „Kim są poricke?”, „Klasyfikacja”, „Retisy – chochliki leśne”.
Zaczęłam czytać bardziej naukowe wyjaśnienie słowa „poricke”, gdy nagle z korytarza usłyszałam ogromny huk. Odwróciłam się ze zmarszczonymi brwiami w kierunku drzwi. Zaczęłam się niepewnie podnosić, ale Christian był szybszy. Zerwał się z łóżka i pobiegł na korytarz nawet się za mną nie oglądając, zostawił za to otworzone drzwi. Ruszyłam za nim, ciekawa co jest przyczyną hałasu.
Nie tylko ja i Christian postanowiliśmy opuścić pokój. Na korytarzu zebrała się już spora grupa gapiów, z których każdy przyglądał się czemuś po prawej stronie od moich drzwi. Gdy w końcu udało mi się przepchnąć na przód (po raz kolejny zaczęłam przeklinać swój niski wzrost), wiedziałam już dlaczego.
Christian i jakaś dziewczyna próbowali rozdzielić dwóch bijących się chłopaków. A raczej oderwać jednego od drugiego, którego ten pierwszy przyduszał pod ścianą. Gdy na nią spojrzałam, oczywisty był powód hałasu. Czarnowłosy chłopak musiał tak mocno uderzyć swoim przeciwnikiem o ścianę, że odpadł z niej tynk i pojawiło się ogromne pęknięcie. A ofierze nawet nie poleciała krew! Otworzyłam szeroko oczy. Przecież oni się mogli pozabijać! Zszokowałam się jeszcze bardziej gdy zauważyłam, że większość z gapiów przyglądała się całej tej sytuacji z rozbawieniem.
– Jake, przestań! – krzyczała dziewczyna, próbując oderwać bruneta od drugiego chłopaka. Jake, jak to go nazwała, zamiast zwolnić ucisk jeszcze mocniej przycisnął przedramię do gardła blondyna, którego twarz zaczęła robić się sina. Ba, zauważyłam, że napastnik przytrzymuje go przy ścianie w powietrzu.
– Jeszcze raz powiesz coś takiego o Renie – zaczął Jake, sycząc przez zaciśnięte zęby. – Jeden, jedyny raz, a przyrzekam, nigdy więcej nie zobaczysz już słońca.
– Stary, wyluzuj. – Christian położył ręce na ramionach szatyna i stanowczym ruchem oderwał go od blondyna. – On nie jest tego wart.
Po paru kolejnych sekundach, gdy twarz duszonego chłopaka całkowicie już posiniała i widać było, że lada moment zemdleje, Jake w końcu się od niego odsunął. Blondyn upadł na ziemie i zaczął mocno kasłać, łapczywie napełniając płuca powietrzem. Gapie zaczęli się rozchodzić i dokładnie wtedy wpadła tam nauczycielka. Srebrna szata i surowy wzrok znaczyły jedno – mają przechlapane. Nie miałam pojęcia, skąd się tu wzięła, ale gdy zauważyłam unoszącą się pod sufit płytkę to zrozumiałam, że po prostu tu przyjechała.
– Co to ma znaczyć? – krzyknęła, patrząc na leżącego ciągle na ziemi chłopaka. No to wspaniale. – Parker, to twoja robota?
– Tym razem nie, pani profesor – odpowiedział jej Christian. No, miło wiedzieć jak się nazywa. W końcu sam nie wpadł na to, żeby się przedstawić.
– To jego wina, pani Mitchell. – Jake wskazał palcem leżącego chłopaka, który w końcu zaczął w miarę normalnie oddychać.
– Nie tak szybko, Watson. Cooper, co się stało? – spytała ofiarę.
Chłopak się nie odezwał.
– Obraził Renę – powiedział za niego Jake. Christian się wycofał i stanął obok mnie.
– I dlatego go ukarałeś? Bójki są zakazane, myślałam że nie muszę tego przypominać. Watson, Cooper, do mojego gabinetu.
– Ale pani psor – zaczął Jake zdenerwowanym głosem, ale nauczycielka uniosła rękę, na co ten zareagował natychmiastowym milczeniem.
– Nie przede mną się będziesz tłumaczył, Watson. Parker, idź po dyrektora.
– Tak, pani profesor.
Christian pomógł wstać blondynowi o nazwisku Cooper i po chwili już ich nie było. Ciekawa byłam, czemu nauczycielka podejrzewała najpierw mojego współlokatora. Podeszłam do dziewczyny, która próbowała załagodzić bójkę. W oczy rzuciły mi się jej okulary, które opadły na sam koniuszek nosa i w tym momencie były mocno przekrzywione. Miała bardzo delikatne rysy twarzy, wokół której rozsypane były brązowe włosy z wiśniowym pasemkiem, z którego upleciony był warkoczyk. Gdy zauważyła, że do niej podchodzę, uśmiechnęła się nieśmiało.
– Wszystko w porządku? – spytałam.
– Tak. Ale Jake będzie miał kłopoty. – Westchnęła głęboko.
– Raczej go nie wyrzucą – powiedziałam, nie do końca przekonana, że mam rację. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
– Rena Campbell.
– Lorie Bane, miło mi.
– Mi też. Pierwsza klasa?
Pokiwałam głową.
– Tak jak ja. Kiedy cię obudzili?
– W sumie to dzisiaj. – Zamknęłam drzwi do swojego pokoju. Renie zaświeciły się oczy.
– Mieszkam obok! – powiedziała podekscytowana. Złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła do następnych drzwi. – Tutaj, w trzysta dwadzieścia dziewięć. Jestem tu od przedwczoraj, wcześniej też już sporo wiedziałam.
Spojrzałam na nią pytająco. Zauważyłam jej niebieski tatuaż na ramieniu. Był niemal płynny, zupełnie jak woda.
– Moje kuzynki już tutaj są. Zdziwiłabym się, jakbym była inna, prawie cała moja rodzina to nienaturalni.
Otworzyłam szeroko oczy.
– Serio? – Uśmiechnęła się szeroko, potwierdzając moje pytanie.
– Idziesz na obiad? Będzie za jakieś dwadzieścia minut.
– Myślałam, że mam iść dopiero na kolację.
– W sumie tak powinnaś, ale nikt tego nie sprawdza. Nie jesteś głodna? Kucharki zawsze robią za dużo jedzenia.
Spojrzałam na swój brzuch, który jak na zawołanie zaczął donośnie burczeć. Poczułam, jak do policzków dopływa mi krew, a Rena zaśmiała się cicho pod nosem.
– Chodź, przejdziemy się – pociągnęła mnie w kierunku, w którym powinny się znajdować schody do holu. – Niezbyt lubię te środki szybkiego transportu.
– Mój żołądek też już za dużo dzisiaj przeszedł – stwierdziłam, przypominając sobie niezbyt przyjemne skutki teleportacji. Nic dziwnego, że byłam głodna.
Szłyśmy szybkim tempem, co i tak było przyjemniejsze od jazdy na latającej płytce, na którą zdecydowało się parę osób, które mijałyśmy.
– Ten cały Jake to twój przeznaczony? – spytałam, może niezbyt delikatnie.
– No tak wyszło – odpowiedziała pewnie. – Ale większość dziewczyn dostaje ich od razu, mało która czeka na przeznaczonego. Zabawnie było, gdy sławnej Harley Queen został przeznaczony nauczyciel. To chyba jedyna sytuacja, w której interweniował dyrektor. Oczywiście nic z tego nie wyszło i Harley ma fory na obronności. No i mieszka w skrzydle nauczycielskim.
– A kto tego uczy?
– Profesor Walker. Jest co prawda dosyć młody, ale różnica wieku to w dalszym ciągu dziesięć lat. W sumie Harley kończy już w tym roku.
Jedno mogłam powiedzieć o Renie. Naprawdę dużo mówiła.
– A kogo ty masz? – spytała. Zmarszczyłam brwi.
– W sensie?
– No kto jest twoim przeznaczonym?
Westchnęłam cicho.
– Christian Parker. Ten co ich rozdzielił.
– Parker? – spytała zdziwiona. Spojrzałam na nią zainteresowana.
– Tak. Coś o nim wiesz?
– Niewiele. Mało kto chce coś o tym mówić, ale w zeszłym roku prawie go stąd wywalili. Przynajmniej kogoś o jego nazwisku.
– Ty naprawdę dużo wiesz – stwierdziłam. Rena uśmiechnęła się szeroko.
Christian prawie został wyrzucony ze szkoły? Dlaczego?

*

Jeśli wcześniej myślałam, że hol jest ogromny, moje zdanie zmieniło się gdy weszłam do stołówki. Była co najmniej dwa razy większa od niego, wszędzie roiło się od okrągłych, ośmioosobowych stolików i drewnianych krzeseł. A ilu tu było uczniów! Niemal wszystkie miejsca były zajęte, a jakby ktoś marzył o zjedzeniu w odosobnieniu, niestety musiał skończyć na marzeniach.
– Nie martw się, kuzynki zaklepały cały stolik, mamy dwa wolne miejsca. – Moja towarzyszka manewrowała między stolikami, a ja robiłam wszystko, by nie stracić jej z oczu.
Każdy stolik niemal załamywał się pod ilością jedzenia. Wszędzie stały paszteciki, miski z apetycznie wyglądającą zupą, surówki, różne odmiany mięsa, sosy, ryż, ziemniaki, makarony i wszystko, o czym można było pomyśleć gdy wspominało się obiady u babci.
– Smakuje lepiej niż wygląda – powiedziała Rena, widząc moją minę. – No, jesteśmy. – Zatrzymała się przed jednym ze stolików, przy którym były tylko trzy wolne miejsca. – Hej wam, mamy nową. To Lorie, bądźcie mili – usiadła na swoim miejscu, obok Jake’a, który zdążył już wrócić z dywanika i jakiejś rudowłosej dziewczyny. Pozostałe dwa wolne miejsca znajdowały się pomiędzy dwiema osobami  jedno obok towarzysza rudej, a drugie obok kolejnej przedstawicielki płci pięknej. Wolałam towarzystwo dziewczyn, dlatego podeszłam bliżej czarnowłosej.
– Jestem Ava,miło mi. – przedstawiła się, podając mi dłoń. Po przywitaniu się z pozostałymi czterema osobami mniej więcej wiedziałam, kto jest kim.
Rudowłosa dziewczyna o delikatnych rysach podobnych do Reny, ubrana cała na czarno miała na imię Caroline. Jej przeznaczonym był Michael, czyli siedzący obok niej blondyn o nieco zadziornym uśmiechu. Miał podobne do Caroline preferencje co do ubrań, których głęboka czerń bardzo kontrastowała z jego blond lokami.
Po drugiej stronie Reny siedział Jake, którego zdążyłam już uznać za wybuchowego. Wbrew moim przekonaniom uśmiechnął się do mnie ciepło i nalał mi do szklanki soku. Miał krótkie, czarne włosy i zielone oczy, a ubrał się w szarą koszulkę i ciemnobrązowe spodenki. Byłam w stanie zauważyć jego tatuaż, zmieniający fragment skóry na podobieństwo głazu. To dlatego był taki silny.
Obok Jake’a swoje miejsca mieli Nathan i siedząca obok mnie Ava. Z tego co zrozumiałam oboje nie byli bezpośrednio spokrewnieni z Reną, ale dziewczyna przyjaźniła się z Caroline, a chłopak z Michaelem, więc zdecydowali się siedzieć przy tym samym stoliku.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu Christiana, który tak jak Jake powinien już wrócić od dyrektora, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć. Prawdopodobnie zdecydował się pójść do pokoju, albo po prostu usiadł gdzieś przekonany, że mnie tu nie ma. Może to i lepiej.
– Rena, masz już plan? – zagaiła Caroline. Rena, która zdążyła już napełnić talerz wszystkim po trochu spojrzała na nią z politowaniem.
– No co ty, to dopiero po przydzieleniu. – Podniosłam głowę znad kotleta.
– Na czym to polega? – spytałam, grzebiąc widelcem w jedzeniu. Wszyscy poza Reną i mną uśmiechnęli się pod nosem, za to Rena przyglądała się badawczo każdemu po kolei.
– Zobaczycie jutro dziewczyny. – Tym razem odezwał się Jake. – Mike, podaj mi cukier. – Brunet pokazał palcem porcelanową cukierniczkę, która po chwili znalazła się w jego wyciągniętej dłoni za sprawą Michaela. – Dzięki.
– To nie fair – zaoponowała Rena, która najwyraźniej bardzo chciała już wszystko wiedzieć. – Co jak każą nam użyć mocy? Przecież niczego się jeszcze nie uczyliśmy.
– Nic wam nie każą zrobić, Rena. I nie mów z pełną buzią. – Ruda pokazała na jej usta, a Rena delikatnie poczerwieniała.
Przez chwilę było cicho, po czym chłopaki zaczęli z pasją dyskutować o wakacjach. Jeśli dobrze usłyszałam, Michael przez przypadek zrobił lodem dziury w ścianach. Podobno próbował zbić dużą ilość lodu w jak najmniejszej przestrzeni, po czym stracił nad tym kontrolę. Za to pod Jakiem załamało się łóżko, bo śniło mu się, że jest głazem, w wyniku czego przez przypadek zamienił się w skałę. Nathan w przeciwieństwie do nich niczego nie zniszczył, zdarzyło mu się tylko parę razy kopnąć ludzi prądem przy ściskaniu ręki.
W czasie rozmowy dowiedziałam się, że Nathan, Ava i Caroline są w drugiej klasie, za to Michael i Jake zaczynali już trzecią. Poza tym Ava i Michael, tak jak ja, pochodzili z raczej normalnych rodzin. Byliśmy pierwszymi nienaturalnymi w swoich drzewach genealogicznych. Podpytałam ich trochę o szkołę i po chwili przyznali, że początki mieli cięższe niż inni. Ale dezorientacja minęła u nich po paru tygodniach i teraz ciężko im było wyobrazić sobie życie bez swoich mocy.
Wyszłam ze stołówki trochę podniesiona na duchu. Może nie będzie tutaj tak okropnie.

*

Gdy wróciłam do pokoju (tym razem zmusiłam się do skorzystania z szybszej drogi), Christian już siedział w środku. Położył się na łóżku z zamkniętymi oczami, które otworzył dopiero gdy zamknęłam za sobą drzwi.
– Nie poszedłeś na obiad? – spytałam, nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Christian nie raczył mi odpowiedzieć, za to przyglądał mi się badawczo.
– Z kim siedziałaś? – Wyglądał na lekko zdenerwowanego. Bał się czegoś? Przypomniały mi się nowinki Reny.
– Z naszymi sąsiadami – odpowiedziałam mu, zastanawiając się ciągle, czy w końcu był na obiedzie, czy nie.
Usiadłam na krześle, odstawiając je jednak trochę dalej od łóżka i spojrzałam na Christiana. Nie należałam do osób delikatnych, zawsze prosto z mostu mówiłam ludziom, co mi się w nich nie podoba. Nie zastanawiałam się więc zbyt długo, zanim zadałam kolejne pytanie:
– To prawda, że w zeszłym roku prawie cię wylali?
Christian zacisnął szczęki. Czyli Rena miała rację.
– Co zrobiłeś?
Przez chwilę nic nie powiedział, przez co poczułam mały niepokój. Westchnął głęboko i usiadł, jednak nie spojrzał w moją stronę. Opuścił głowę i wplątał dłonie we włosy.
– I tak się dowiesz. Raczej nie pozwalają mi o tym zapomnieć.
– Po co mam się dowiadywać od kogoś innego?
– Bo ja nie lubię o tym gadać.
Przekrzywiłam głowę. Co takiego strasznego mógł zrobić?
– Jak chcesz – mruknęłam.
Nie lubiłam wyciągać od nikogo informacji. One i tak prędzej czy później mnie odnajdowały. Spojrzałam na zegarek, śledząc ruch wskazówek. O Boże, ale niezręcznie.
Wstałam z krzesła i postanowiłam odstawić podręcznik o poricke na miejsce. Przejrzałam tytuły innych książek, jednak nie chciało mi się zdejmować ich z półki. Odwróciłam się i zaskoczona aż podskoczyłam. Christian stał tuż za mną.
– Cholera jasna, przestań mnie tak straszyć – powiedziałam, kładąc mu dłoń na klatce piersiowej i odsuwając go na bezpieczną odległość.
– Sorry – powiedział, uśmiechając się niepewnie. Zmrużyłam oczy.
– Czego chciałeś?
– Masz jakiś syf we włosach.
Wzdrygnęłam się i spróbowałam strzepać śmiecia, czymkolwiek by nie był, co wywołało tylko szerszy uśmiech u mojego współlokatora.
– Poczekaj. – Podniósł w moją stronę rękę, a ja instynktownie się cofnęłam. Pokręcił głową. – No nie wierć się tak. – Złapał coś w dwa palce i pokazał intruza. Był to mały listek. – I po krzyku.
Po chwili wahania odwrócił się i wrócił na łóżko. Swoją drogą, jakim cudem w moich włosach znalazł się liść?

*

Wieczór nadszedł zdecydowanie za szybko. Niedługo po naszej rozmowie Christian wyszedł z pokoju pod pretekstem koniecznej wizyty w bibliotece, a ja nie lubiąc siedzieć sama złożyłam wizytę Renie. Trochę poplotkowałyśmy, a potem Jake nauczył mnie grać w pokera. Rzadko miałam kontakt z grami karcianymi, ale miło się zaskoczyłam. Rena ze wszystkich sił starała się utrzymać minę nie zdradzającą emocji, ale za każdym razem, gdy miała dobry zestaw kart, oczy błyszczały jej z podekscytowania. Za to Jake’a za nic nie mogłam rozgryźć. Gdy myślałam, że nas ogra okazywało się, że ma beznadziejne karty, a gdy byłam pewna, że tym razem nie udało mu się zebrać dobrego zestawu, wyskakiwał z pokerem królewskim lub karetą.
Na kolację również poszłam z nimi. Na każdym stole ustawiono stos kanapek i dzbanki z ciepłymi napojami. Nie byłam głodna, dlatego wypiłam tylko kubek herbaty. Było zdecydowanie mniej osób niż na obiedzie, nawet przy naszym stoliku brakowało Caroline i Michaela. Po parunastu minutach poczułam się zmęczona, dlatego przeprosiłam moich nowych znajomych i ruszyłam z powrotem do swojego pokoju. Nadchodził niezbyt wyczekiwany przeze mnie moment – noc.
Myśl o pojedynczym łóżku wisiała nade mną przez całą drogę do pokoju, jednak nawet po dotarciu pod drzwi z numerem trzysta dwadzieścia osiem nie znalazłam żadnego sensownego rozwiązania. Nie mogłam liczyć na pomoc dyrektora i wstawienie chociażby dodatkowego materaca. Ciekawa byłam, czy ta szkoła w ogóle dysponowała pojedynczymi łóżkami. Pewnie nie.
Wahałam się trochę zanim weszłam do środka, licząc na nagłe napłynięcie jakiegokolwiek pomysłu. Zdawałam sobie jednak sprawę, że stojąc tak pod drzwiami robiłam z siebie widowisko, dlatego (chcąc, czy nie chcąc) musiałam wejść do środka.
Christian wrócił już z biblioteki, w każdym razie na kolacji na pewno go nie było. Dokładnie rozglądałam się po stołówce, próbując ustalić, gdzie jada, jednak nigdzie go nie zlokalizowałam. Zauważyłam, że zdążył pościelić już łóżko. Gula w gardle urosła, gdy mój wzrok zatrzymał się na dwóch poduszkach położonych zdecydowanie zbyt blisko siebie.
– Co jest na kolację? – spytał Christian, odstawiając jedną ze swoich książek do biblioteczki.
– Jakieś kanapki. Głodny?
– Niespecjalnie. – Spojrzał na mnie niepewnie. – Przynieśli ci resztę ubrań, włożyłem je do szafy.
– Serio? – Ominęłam go i otworzyłam wskazany przez niego mebel. W środku rzeczywiście przybyło ubrań. Zauważyłam nawet parę koszul w kratkę. W końcu coś w moim stylu. – Świetnie. Tobie też przynieśli?
– Parę rzeczy, tylko to o co prosiłem. – Spojrzałam na niego pytająco, zamykając szafę. – Parę koszulek i spodenki – sprecyzował.
Mój wzrok ponownie pochłonęło łóżko. Nie no, nie było szans, żebym na nim spała. Nie z Christianem obok. Ten stał oparty o swoje biurko na drugim końcu pokoju i badawczo mi się przyglądał. Ja za to skupiłam swoją uwagę na dwóch fotelach stojących ciągle niedaleko kominka. Może gdybym je ze sobą połączyła udałoby mi się dosyć wygodnie położyć?
Zmęczenie coraz bardziej dawało o sobie znać, dlatego szybko poszłam do łazienki przebrać się w piżamę, po czym zaczęłam przesuwać fotele. Christian, który w czasie mojego pobytu w łazience zdążył zrzucić koszulkę i włożyć luźne dresy w których prawdopodobnie spał, zmarszczył brwi.
– Co robisz? – spytał, podchodząc do mnie. Starałam się nie patrzeć na jego nagą klatkę piersiową. Fotele były tak ciężkie, że niemal miałam nadzieję na to, że chłopak mi pomoże.
– Szykuję sobie spanie.
– Przecież łóżko jest tam. – Pokazał je palcem, ale nawet nie spojrzałam w tamtym kierunku. Bardziej byłam zajęta tym, że dywan pod fotelem się zawinął i strasznie utrudniał dalsze jego przesunięcie.
– Twoje łóżko, moje jest dwuczęściowe. – Wskazałam ruchem głowy drugi fotel. Zaparłam się całym ciałem, aby ruszyć uparty mebel o kolejnych parę centymetrów. Ani drgnął. – Cholera. – Spojrzałam na Christiana wymownie. – Może byś pomógł?
Przewrócił oczami.
– Zostaw to.
Dopiero wtedy zauważyłam, czemu fotel nie chciał się ruszyć. Christian blokował go stopą. Zacisnęłam pięści, żeby nie zacząć krzyczeć. Naprawdę kiepski dzień wybrał sobie na drażnienie mnie.
– Czy mógłbyś z łaski swojej zabrać tą nogę?
– Nie wydaje mi się. – Cała ta sytuacja najwyraźniej go bawiła, bo uśmiechał się od ucha do ucha, co oczywiście jeszcze bardziej podniosło mi ciśnienie.
Zaklęłam cicho pod nosem i podeszłam do drugiego fotela. Nie miałam zamiaru się z nim szarpać, a skoro nie pozwalał mi na ruszenie tamtego, po prostu zajmę się tym.
– Oj kobieto – westchnął głęboko zza moich pleców.
Chwilę potem objął mnie w talii i podniósł do góry.
– Co ty robisz?! – krzyknęłam, ale oczywiście nic sobie z tego nie zrobił. Za to zaczął mnie nieść w kierunku łóżka. Zaczęłam się szarpać, co wbrew moim oczekiwaniom nie zrobiło na nim wrażenia. Przycisnął mnie tylko bardziej do siebie, żebym na pewno się nie wyrwała. – Puść mnie, bo…
– Bo co? – przerwał mi, zadowolony. – Nakrzyczysz na mnie?
Rzucił mnie na łóżko, zmuszając do położenia się na plecach, po czym nie dając mi szansy na ucieczkę położył się obok i objął mnie mocno w talii.
– Puść mnie. – W dalszym ciągu próbowałam się wyrwać, co tylko spowodowało jego napad śmiechu.
– No już już, złośnico. Idź spać.
– Po moim trupie. – Szarpnęłam się mocno, ale nic to nie dało. Christian tylko mocniej przycisnął mnie do siebie.
– Dobranoc, Lorie.
– Christian, to nie jest śmieszne. Puść mnie!
Zero reakcji. Kompletnie mnie zignorował. Spróbowałam wyrwać się jeszcze raz, ale wiedziałam już, że to bez sensu. Czułam, jak Christian wtula się w moje włosy. Wspaniały dzień, nie ma co.
– Idiota – powiedziałam.

Odpowiedzi się nie doczekałam. Cudownie.