Sory że tak długo, ale jakoś tak wyszło. :P Mam nadzieję że się podoba. :)
_________________________________________________
Gdy
weszłam do środka, poczułam się jak we wnętrzu jakiegoś pięciogwiazdkowego
hotelu. Na podłodze leżał ogromny, czerwony dywan, ściany wyklejone były
złoconymi tapetami, a naprzeciw mnie znajdowały się szklane drzwi prowadziły na balkon.
Widok z niego był wprost nie do opisania. Wokół szkoły rozpościerała się
ogromna dolina, przecięta na pół rwącą rzeką i nakrapiana kwiatami i
pojedynczymi drzewami. Cudowne miejsce, którego na pewno nikt by się nie
spodziewał w okolicy Londynu.
W pokoju
było wszystko co uczniom do nauki jest potrzebne. Dwa biurka, dwa fotele, dwie
biblioteczki przepełnione już książkami na najbliższy semestr. Przy ścianie
stały dwie szafy, obok których znajdowały się podłużne lustra, na dwóch
szafkach nocnych stały budziki, lampki i opaski na oczy. W kominku przyjemnie
płonął ogień, a z sufitu zwisał pokaźnych rozmiarów złocony żyrandol.
Najbardziej
jednak przeraziła mnie pojedyncza rzecz zajmująca jedną piątą całego pokoju – a
zaznaczyć trzeba, że wcale nie był on mały. Ogromne łóżko z baldachimem i
stosem poduszek, na którym bez problemu pomieściłabym się razem z rodzicami i
zostałoby nam jeszcze miejsca dla minimalnie jednej osoby. W każdym razie,
łóżko było jedno. A w pokoju było nas dwoje.
– No i
jak się podoba? – spytał Christian, zamykając za mną drzwi. Śmiało mógłby zrobić
tu ze mną co by tylko chciał i nikt by się o tym nie dowiedział. Ba, nikt by
się tym nawet nie zainteresował! Co ta szkoła sobie wyobraża?
– Czy to
ma być jakiś żart? – Wskazałam palcem na łóżko.
– Co, za
małe? – Christian uniósł znacząco brwi.
– Czemu
tutaj nie ma dwóch łóżek?
– Bo
jest jedno. Same plusy: cieplej, milej, przyjemniej. – Zaczął wyliczać na
palcach Christian, gdy położyłam ubrania na jednym z biurek, które uznałam za
swoje. – Co prawda przyzwyczaiłem się do spania bez towarzystwa. Mogę cię
spychać.
Zgromiłam
go spojrzeniem. Uniósł ręce w obronnym geście, obserwując mnie z rozbawieniem.
Byłam załamana. Za dużo rzeczy wbrew mojej woli wydarzyło się w zbyt krótkim
czasie. Zauważyłam drzwi, prowadzące zapewne do łazienki. Spojrzałam na swoje
brudne od leżenia na ziemi ciuchy. Uznałam to za wystarczający pretekst, żeby
na chwilę tam zniknąć. Wzięłam czystą, granatową koszulkę i krótkie, dżinsowe
spodenki. Ciekawa byłam, czy już zawsze będzie mi tak gorąco. Nawet dłonie
miałam ciepłe, co jeszcze do dzisiaj było dosyć rzadkie.
– Idę
się umyć – powiedziałam, idąc już w kierunku łazienki. Nawet jeśli Christian mi
odpowiedział, to skutecznie go zignorowałam.
*
Wyszłam
spod prysznica chyba po godzinie, w każdym razie całe dłonie zdążyły się już
porządnie pomarszczyć. Przez większość czasu bezsensownie siedziałam w
brodziku, rozmyślając o tym jak mój świat rozpadł się na kawałki. Zawsze byłam
dobra w użalaniu się nad sobą. Pora zacząć myśleć nad nowymi planami. Czym
właściwie zajmują się nienaturalni po skończeniu nauki? Wracają do
społeczeństwa i normalnych prac? Nigdy nie musiałam się tym interesować, a
media w sumie wspominały głównie o tej szkole.
Rozczesanie
moich gęstych włosów przypominało istny horror, zwłaszcza bez odżywki. Na
szczęście nie były zbyt długie, sięgały tylko poziomu łopatek. Gdy spojrzałam w
lustro przeraziły mnie wory pod moimi zielono-brązowymi oczami. Wyglądałam jak
rozczochrany i przemoczony strach na wróble. Czym prędzej rozczesałam kołtuny,
przyglądając się pobladłej twarzy o ostrych rysach. Sprawiałam wrażenie kogoś
chorego. Idealny wygląd, by kogoś do siebie zniechęcić.
Gdy w
końcu zdecydowałam się wrócić do pokoju i konfrontacji z moim nowym
współlokatorem odkryłam, że Christian gdzieś wyszedł. Nie wiedziałam, czy
cieszyć się z tego, czy też nie. Postanowiłam wykorzystać uzyskany czas na
rozpakowanie, a właściwie powieszenie paru otrzymanych ubrań na wieszakach w
szafie. Brudną odzież wrzuciłam do kosza w łazience, zastanawiając się, kto tu
właściwie sprząta. W pokoju było zdecydowanie za czysto jak na męskiego
lokatora, dlatego wywnioskowałam, że ktoś musiał to robić za niego. Może
dziewczyna? Może nie tylko moje plany zostały pokrzyżowane?
Gdy
ubrania wylądowały już na swoim miejscu złapałam pierwszą lepszą książkę z
biblioteczki i usiadłam na krześle. Było na pewno o wiele mniej wygodne niż zachęcające
wyglądem i poduszkami łóżko, ale jakoś nie mogłam się zmusić, żeby do niego
podejść. Podręcznik, który wzięłam oprawiono w brązową skórę, na której
błyszczały złote litery układające się w wyraz „Poricke”. Zmarszczyłam brwi,
zastanawiając się, jak to się w ogóle czyta, gdy drzwi do pokoju się otworzyły.
Uniosłam głowę znad książki i zauważyłam blond włosy Christiana.
– No
proszę, już się uczysz? – Powiedział, podchodząc do mnie. Pokazałam mu
podręcznik.
– Co to
poricke? – Zmarszczył brwi, albo przez moją błędną wymowę, albo dlatego że nie
chciał robić za nauczyciela. Strzelałam w pierwsze.
– Tak tu
mówią na złe dusze. Przybierają różną postać, zwykle nic przyjemnego.
– Dusze?
– W
sumie to bardziej takie wredne potworki.
– Skąd
one się wzięły? – Nie przypominałam sobie żadnych kontaktów z potworami.
–
Różnie. Niektóre to rzeczywiście zbłąkane dusze. Ale takie, które z jakiegoś
powodu nie chcą przejść dalej.. Inne żyją normalnie odkąd istnieje człowiek,
ludzie po prostu ich nie widzą. To one wywołują koszmary i różne takie.
Będziesz się tego uczyć na obronności. W trzeciej klasie zaczynają się praktyki
to nawet sobie z takimi powalczysz.
– Da się
je zabić?
– Tak,
ale na każdego poricke trzeba znaleźć coś innego. Jeśli to dusza, trzeba
zniszczyć coś, co utrzymuje ją w tym świecie, albo jakoś ją przekonać, że jej
czas na ziemi się skończył. Inne można unieszkodliwić formułką, jeśli zdradzą
ci swoje imię. Nie liczyłbym na to, skubańce są strasznie inteligentne.
Najczęściej używa się uniwersalnej metody, czyli broni ze srebra. Na porządku
dziennym zajmują się tym poskramiacze.
– Kto?
– Ktoś w
stylu myśliwego.
Pokiwałam
głową. Czyli ta szkoła chce zrobić ze mnie maszynę do zabijania potworów.
Christian opadł delikatnie na łóżko i przyglądał mi się z zaciekawieniem. Niechętnie
zauważyłam, że moje biurko stanowczo zbyt blisko niego – wystarczyło, że
wyciągnąłby rękę, a już mógłby mnie dotknąć. Otworzyłam książkę i zaczęłam
pobieżnie czytać tematy: „Kim są poricke?”, „Klasyfikacja”, „Retisy – chochliki
leśne”.
Zaczęłam czytać bardziej
naukowe wyjaśnienie słowa „poricke”, gdy nagle z korytarza usłyszałam ogromny
huk. Odwróciłam się ze zmarszczonymi brwiami w kierunku drzwi. Zaczęłam się
niepewnie podnosić, ale Christian był szybszy. Zerwał się z łóżka i pobiegł na
korytarz nawet się za mną nie oglądając, zostawił za to otworzone drzwi.
Ruszyłam za nim, ciekawa co jest przyczyną hałasu.
Nie tylko ja i Christian
postanowiliśmy opuścić pokój. Na korytarzu zebrała się już spora grupa gapiów, z
których każdy przyglądał się czemuś po prawej stronie od moich drzwi. Gdy w
końcu udało mi się przepchnąć na przód (po raz kolejny zaczęłam przeklinać swój
niski wzrost), wiedziałam już dlaczego.
Christian i jakaś dziewczyna
próbowali rozdzielić dwóch bijących się chłopaków. A raczej oderwać jednego od
drugiego, którego ten pierwszy przyduszał pod ścianą. Gdy na nią spojrzałam,
oczywisty był powód hałasu. Czarnowłosy chłopak musiał tak mocno uderzyć swoim
przeciwnikiem o ścianę, że odpadł z niej tynk i pojawiło się ogromne pęknięcie.
A ofierze nawet nie poleciała krew! Otworzyłam szeroko oczy. Przecież oni się
mogli pozabijać! Zszokowałam się jeszcze bardziej gdy zauważyłam, że większość
z gapiów przyglądała się całej tej sytuacji z rozbawieniem.
– Jake, przestań! – krzyczała
dziewczyna, próbując oderwać bruneta od drugiego chłopaka. Jake, jak to go
nazwała, zamiast zwolnić ucisk jeszcze mocniej przycisnął przedramię do gardła
blondyna, którego twarz zaczęła robić się sina. Ba, zauważyłam, że napastnik
przytrzymuje go przy ścianie w powietrzu.
– Jeszcze raz powiesz coś
takiego o Renie – zaczął Jake, sycząc przez zaciśnięte zęby. – Jeden, jedyny
raz, a przyrzekam, nigdy więcej nie zobaczysz już słońca.
– Stary, wyluzuj. – Christian
położył ręce na ramionach szatyna i stanowczym ruchem oderwał go od blondyna. –
On nie jest tego wart.
Po paru kolejnych sekundach,
gdy twarz duszonego chłopaka całkowicie już posiniała i widać było, że lada
moment zemdleje, Jake w końcu się od niego odsunął. Blondyn upadł na ziemie i
zaczął mocno kasłać, łapczywie napełniając płuca powietrzem. Gapie zaczęli się
rozchodzić i dokładnie wtedy wpadła tam nauczycielka. Srebrna szata i surowy
wzrok znaczyły jedno – mają przechlapane. Nie miałam pojęcia, skąd się tu
wzięła, ale gdy zauważyłam unoszącą się pod sufit płytkę to zrozumiałam, że po
prostu tu przyjechała.
– Co to ma znaczyć? –
krzyknęła, patrząc na leżącego ciągle na ziemi chłopaka. No to wspaniale. – Parker,
to twoja robota?
– Tym razem nie, pani profesor
– odpowiedział jej Christian. No, miło wiedzieć jak się nazywa. W końcu sam nie
wpadł na to, żeby się przedstawić.
– To jego wina, pani Mitchell.
– Jake wskazał palcem leżącego chłopaka, który w końcu zaczął w miarę normalnie
oddychać.
– Nie tak szybko, Watson.
Cooper, co się stało? – spytała ofiarę.
Chłopak się nie odezwał.
– Obraził Renę – powiedział za
niego Jake. Christian się wycofał i stanął obok mnie.
– I dlatego go ukarałeś? Bójki
są zakazane, myślałam że nie muszę tego przypominać. Watson, Cooper, do mojego
gabinetu.
– Ale pani psor – zaczął Jake
zdenerwowanym głosem, ale nauczycielka uniosła rękę, na co ten zareagował
natychmiastowym milczeniem.
– Nie przede mną się będziesz
tłumaczył, Watson. Parker, idź po dyrektora.
– Tak, pani profesor.
Christian pomógł wstać
blondynowi o nazwisku Cooper i po chwili już ich nie było. Ciekawa byłam, czemu
nauczycielka podejrzewała najpierw mojego współlokatora. Podeszłam do
dziewczyny, która próbowała załagodzić bójkę. W oczy rzuciły mi się jej
okulary, które opadły na sam koniuszek nosa i w tym momencie były mocno
przekrzywione. Miała bardzo delikatne rysy twarzy, wokół której rozsypane były
brązowe włosy z wiśniowym pasemkiem, z którego upleciony był warkoczyk. Gdy
zauważyła, że do niej podchodzę, uśmiechnęła się nieśmiało.
– Wszystko w porządku? –
spytałam.
– Tak. Ale Jake będzie miał
kłopoty. – Westchnęła głęboko.
– Raczej go nie wyrzucą –
powiedziałam, nie do końca przekonana, że mam rację. Dziewczyna uśmiechnęła się
szeroko.
– Rena Campbell.
– Lorie Bane, miło mi.
– Mi też. Pierwsza klasa?
Pokiwałam głową.
– Tak jak ja. Kiedy cię
obudzili?
– W sumie to dzisiaj. –
Zamknęłam drzwi do swojego pokoju. Renie zaświeciły się oczy.
– Mieszkam obok! – powiedziała
podekscytowana. Złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła do następnych drzwi. –
Tutaj, w trzysta dwadzieścia dziewięć. Jestem tu od przedwczoraj, wcześniej też
już sporo wiedziałam.
Spojrzałam na nią pytająco.
Zauważyłam jej niebieski tatuaż na ramieniu. Był niemal płynny, zupełnie jak
woda.
– Moje kuzynki już tutaj są.
Zdziwiłabym się, jakbym była inna, prawie cała moja rodzina to nienaturalni.
Otworzyłam szeroko oczy.
– Serio? – Uśmiechnęła się szeroko,
potwierdzając moje pytanie.
– Idziesz na obiad? Będzie za
jakieś dwadzieścia minut.
– Myślałam, że mam iść dopiero
na kolację.
– W sumie tak powinnaś, ale
nikt tego nie sprawdza. Nie jesteś głodna? Kucharki zawsze robią za dużo
jedzenia.
Spojrzałam na swój brzuch,
który jak na zawołanie zaczął donośnie burczeć. Poczułam, jak do policzków
dopływa mi krew, a Rena zaśmiała się cicho pod nosem.
– Chodź, przejdziemy się –
pociągnęła mnie w kierunku, w którym powinny się znajdować schody do holu. –
Niezbyt lubię te środki szybkiego transportu.
– Mój żołądek też już za dużo
dzisiaj przeszedł – stwierdziłam, przypominając sobie niezbyt przyjemne skutki
teleportacji. Nic dziwnego, że byłam głodna.
Szłyśmy szybkim tempem, co i
tak było przyjemniejsze od jazdy na latającej płytce, na którą zdecydowało się
parę osób, które mijałyśmy.
– Ten cały Jake to twój
przeznaczony? – spytałam, może niezbyt delikatnie.
– No tak wyszło –
odpowiedziała pewnie. – Ale większość dziewczyn dostaje ich od razu, mało która
czeka na przeznaczonego. Zabawnie było, gdy sławnej Harley Queen został
przeznaczony nauczyciel. To chyba jedyna sytuacja, w której interweniował
dyrektor. Oczywiście nic z tego nie wyszło i Harley ma fory na obronności. No i
mieszka w skrzydle nauczycielskim.
– A kto tego uczy?
– Profesor Walker. Jest co
prawda dosyć młody, ale różnica wieku to w dalszym ciągu dziesięć lat. W sumie
Harley kończy już w tym roku.
Jedno mogłam powiedzieć o
Renie. Naprawdę dużo mówiła.
– A kogo ty masz? – spytała.
Zmarszczyłam brwi.
– W sensie?
– No kto jest twoim
przeznaczonym?
Westchnęłam cicho.
– Christian Parker. Ten co ich
rozdzielił.
– Parker? – spytała zdziwiona.
Spojrzałam na nią zainteresowana.
– Tak. Coś o nim wiesz?
– Niewiele. Mało kto chce coś
o tym mówić, ale w zeszłym roku prawie go stąd wywalili. Przynajmniej kogoś o
jego nazwisku.
– Ty naprawdę dużo wiesz –
stwierdziłam. Rena uśmiechnęła się szeroko.
Christian prawie został
wyrzucony ze szkoły? Dlaczego?
*
Jeśli wcześniej myślałam, że
hol jest ogromny, moje zdanie zmieniło się gdy weszłam do stołówki. Była co
najmniej dwa razy większa od niego, wszędzie roiło się od okrągłych,
ośmioosobowych stolików i drewnianych krzeseł. A ilu tu było uczniów! Niemal
wszystkie miejsca były zajęte, a jakby ktoś marzył o zjedzeniu w odosobnieniu,
niestety musiał skończyć na marzeniach.
– Nie martw się, kuzynki
zaklepały cały stolik, mamy dwa wolne miejsca. – Moja towarzyszka manewrowała
między stolikami, a ja robiłam wszystko, by nie stracić jej z oczu.
Każdy stolik niemal załamywał
się pod ilością jedzenia. Wszędzie stały paszteciki, miski z apetycznie
wyglądającą zupą, surówki, różne odmiany mięsa, sosy, ryż, ziemniaki, makarony
i wszystko, o czym można było pomyśleć gdy wspominało się obiady u babci.
– Smakuje lepiej niż wygląda –
powiedziała Rena, widząc moją minę. – No, jesteśmy. – Zatrzymała się przed
jednym ze stolików, przy którym były tylko trzy wolne miejsca. – Hej wam, mamy
nową. To Lorie, bądźcie mili – usiadła na swoim miejscu, obok Jake’a, który
zdążył już wrócić z dywanika i jakiejś rudowłosej dziewczyny. Pozostałe dwa
wolne miejsca znajdowały się pomiędzy dwiema osobami – jedno obok towarzysza rudej, a drugie obok kolejnej
przedstawicielki płci pięknej. Wolałam towarzystwo dziewczyn, dlatego podeszłam bliżej czarnowłosej.
– Jestem Ava,miło mi. –
przedstawiła się, podając mi dłoń. Po przywitaniu się z pozostałymi czterema osobami mniej więcej wiedziałam, kto jest kim.
Rudowłosa dziewczyna o
delikatnych rysach podobnych do Reny, ubrana cała na czarno miała na imię
Caroline. Jej przeznaczonym był Michael, czyli siedzący obok niej blondyn o
nieco zadziornym uśmiechu. Miał podobne do Caroline preferencje co do ubrań,
których głęboka czerń bardzo kontrastowała z jego blond lokami.
Po drugiej stronie Reny
siedział Jake, którego zdążyłam już uznać za wybuchowego. Wbrew moim
przekonaniom uśmiechnął się do mnie ciepło i nalał mi do szklanki soku. Miał
krótkie, czarne włosy i zielone oczy, a ubrał się w szarą koszulkę i
ciemnobrązowe spodenki. Byłam w stanie zauważyć jego tatuaż, zmieniający
fragment skóry na podobieństwo głazu. To dlatego był taki silny.
Obok Jake’a swoje miejsca
mieli Nathan i siedząca obok mnie Ava. Z tego co zrozumiałam oboje nie byli
bezpośrednio spokrewnieni z Reną, ale dziewczyna przyjaźniła się z Caroline, a
chłopak z Michaelem, więc zdecydowali się siedzieć przy tym samym stoliku.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu
Christiana, który tak jak Jake powinien już wrócić od dyrektora, ale nie mogłam
go nigdzie znaleźć. Prawdopodobnie zdecydował się pójść do pokoju, albo po prostu usiadł
gdzieś przekonany, że mnie tu nie ma. Może to i lepiej.
– Rena, masz już plan? –
zagaiła Caroline. Rena, która zdążyła już napełnić talerz wszystkim po trochu
spojrzała na nią z politowaniem.
– No co ty, to dopiero po
przydzieleniu. – Podniosłam głowę znad kotleta.
– Na czym to polega? –
spytałam, grzebiąc widelcem w jedzeniu. Wszyscy poza Reną i mną uśmiechnęli się
pod nosem, za to Rena przyglądała się badawczo każdemu po kolei.
– Zobaczycie jutro dziewczyny.
– Tym razem odezwał się Jake. – Mike, podaj mi cukier. – Brunet pokazał palcem
porcelanową cukierniczkę, która po chwili znalazła się w jego wyciągniętej
dłoni za sprawą Michaela. – Dzięki.
– To nie fair – zaoponowała
Rena, która najwyraźniej bardzo chciała już wszystko wiedzieć. – Co jak każą
nam użyć mocy? Przecież niczego się jeszcze nie uczyliśmy.
– Nic wam nie każą zrobić,
Rena. I nie mów z pełną buzią. – Ruda pokazała na jej usta, a Rena delikatnie
poczerwieniała.
Przez chwilę było cicho, po
czym chłopaki zaczęli z pasją dyskutować o wakacjach. Jeśli dobrze usłyszałam,
Michael przez przypadek zrobił lodem dziury w ścianach. Podobno próbował zbić
dużą ilość lodu w jak najmniejszej przestrzeni, po czym stracił nad tym
kontrolę. Za to pod Jakiem załamało się łóżko, bo śniło mu się, że jest głazem,
w wyniku czego przez przypadek zamienił się w skałę. Nathan w przeciwieństwie
do nich niczego nie zniszczył, zdarzyło mu się tylko parę razy kopnąć ludzi
prądem przy ściskaniu ręki.
W czasie rozmowy dowiedziałam
się, że Nathan, Ava i Caroline są w drugiej klasie, za to Michael i Jake
zaczynali już trzecią. Poza tym Ava i Michael, tak jak ja, pochodzili z raczej
normalnych rodzin. Byliśmy pierwszymi nienaturalnymi w swoich drzewach
genealogicznych. Podpytałam ich trochę o szkołę i po chwili przyznali, że
początki mieli cięższe niż inni. Ale dezorientacja minęła u nich po paru
tygodniach i teraz ciężko im było wyobrazić sobie życie bez swoich mocy.
Wyszłam ze stołówki trochę
podniesiona na duchu. Może nie będzie tutaj tak okropnie.
*
Gdy wróciłam do pokoju (tym
razem zmusiłam się do skorzystania z szybszej drogi), Christian już siedział w
środku. Położył się na łóżku z zamkniętymi oczami, które otworzył dopiero gdy
zamknęłam za sobą drzwi.
– Nie poszedłeś na obiad? –
spytałam, nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Christian nie raczył mi
odpowiedzieć, za to przyglądał mi się badawczo.
– Z kim siedziałaś? – Wyglądał
na lekko zdenerwowanego. Bał się czegoś? Przypomniały mi się nowinki Reny.
– Z naszymi sąsiadami –
odpowiedziałam mu, zastanawiając się ciągle, czy w końcu był na obiedzie, czy
nie.
Usiadłam na krześle,
odstawiając je jednak trochę dalej od łóżka i spojrzałam na Christiana. Nie
należałam do osób delikatnych, zawsze prosto z mostu mówiłam ludziom, co mi się
w nich nie podoba. Nie zastanawiałam się więc zbyt długo, zanim zadałam kolejne
pytanie:
– To prawda, że w zeszłym roku
prawie cię wylali?
Christian zacisnął szczęki.
Czyli Rena miała rację.
– Co zrobiłeś?
Przez chwilę nic nie powiedział,
przez co poczułam mały niepokój. Westchnął głęboko i usiadł, jednak nie
spojrzał w moją stronę. Opuścił głowę i wplątał dłonie we włosy.
– I tak się dowiesz. Raczej
nie pozwalają mi o tym zapomnieć.
– Po co mam się dowiadywać od
kogoś innego?
– Bo ja nie lubię o tym gadać.
Przekrzywiłam głowę. Co
takiego strasznego mógł zrobić?
– Jak chcesz – mruknęłam.
Nie lubiłam wyciągać od nikogo
informacji. One i tak prędzej czy później mnie odnajdowały. Spojrzałam na
zegarek, śledząc ruch wskazówek. O Boże, ale niezręcznie.
Wstałam z krzesła i
postanowiłam odstawić podręcznik o poricke na miejsce. Przejrzałam tytuły innych książek, jednak nie chciało mi się zdejmować ich z półki. Odwróciłam się i zaskoczona
aż podskoczyłam. Christian stał tuż za mną.
– Cholera jasna, przestań mnie
tak straszyć – powiedziałam, kładąc mu dłoń na klatce piersiowej i odsuwając go
na bezpieczną odległość.
– Sorry – powiedział,
uśmiechając się niepewnie. Zmrużyłam oczy.
– Czego chciałeś?
– Masz jakiś syf we włosach.
Wzdrygnęłam się i spróbowałam
strzepać śmiecia, czymkolwiek by nie był, co wywołało tylko szerszy uśmiech u mojego współlokatora.
– Poczekaj. – Podniósł w moją
stronę rękę, a ja instynktownie się cofnęłam. Pokręcił głową. – No nie wierć
się tak. – Złapał coś w dwa palce i pokazał intruza. Był to mały listek. – I po
krzyku.
Po chwili wahania odwrócił się
i wrócił na łóżko. Swoją drogą, jakim cudem w moich włosach znalazł się liść?
*
Wieczór nadszedł zdecydowanie
za szybko. Niedługo po naszej rozmowie Christian wyszedł z pokoju pod
pretekstem koniecznej wizyty w bibliotece, a ja nie lubiąc siedzieć sama
złożyłam wizytę Renie. Trochę poplotkowałyśmy, a potem Jake nauczył mnie grać w
pokera. Rzadko miałam kontakt z grami karcianymi, ale miło się zaskoczyłam.
Rena ze wszystkich sił starała się utrzymać minę nie zdradzającą emocji, ale za
każdym razem, gdy miała dobry zestaw kart, oczy błyszczały jej z
podekscytowania. Za to Jake’a za nic nie mogłam rozgryźć. Gdy myślałam, że nas
ogra okazywało się, że ma beznadziejne karty, a gdy byłam pewna, że tym razem
nie udało mu się zebrać dobrego zestawu, wyskakiwał z pokerem królewskim lub
karetą.
Na kolację również poszłam z
nimi. Na każdym stole ustawiono stos kanapek i dzbanki z ciepłymi napojami. Nie
byłam głodna, dlatego wypiłam tylko kubek herbaty. Było zdecydowanie mniej osób
niż na obiedzie, nawet przy naszym stoliku brakowało Caroline i Michaela. Po
parunastu minutach poczułam się zmęczona, dlatego przeprosiłam moich nowych
znajomych i ruszyłam z powrotem do swojego pokoju. Nadchodził niezbyt
wyczekiwany przeze mnie moment – noc.
Myśl o pojedynczym łóżku
wisiała nade mną przez całą drogę do pokoju, jednak nawet po dotarciu pod
drzwi z numerem trzysta dwadzieścia osiem nie znalazłam żadnego sensownego rozwiązania. Nie mogłam
liczyć na pomoc dyrektora i wstawienie chociażby dodatkowego materaca. Ciekawa
byłam, czy ta szkoła w ogóle dysponowała pojedynczymi łóżkami. Pewnie nie.
Wahałam się trochę zanim
weszłam do środka, licząc na nagłe napłynięcie jakiegokolwiek pomysłu. Zdawałam
sobie jednak sprawę, że stojąc tak pod drzwiami robiłam z siebie widowisko,
dlatego (chcąc, czy nie chcąc) musiałam wejść do środka.
Christian wrócił już z
biblioteki, w każdym razie na kolacji na pewno go nie było. Dokładnie
rozglądałam się po stołówce, próbując ustalić, gdzie jada, jednak nigdzie go
nie zlokalizowałam. Zauważyłam, że zdążył pościelić już łóżko. Gula w gardle
urosła, gdy mój wzrok zatrzymał się na dwóch poduszkach położonych zdecydowanie
zbyt blisko siebie.
– Co jest na kolację? – spytał
Christian, odstawiając jedną ze swoich książek do biblioteczki.
– Jakieś kanapki. Głodny?
– Niespecjalnie. – Spojrzał na
mnie niepewnie. – Przynieśli ci resztę ubrań, włożyłem je do szafy.
– Serio? – Ominęłam go i
otworzyłam wskazany przez niego mebel. W środku rzeczywiście przybyło ubrań.
Zauważyłam nawet parę koszul w kratkę. W końcu coś w moim stylu. – Świetnie.
Tobie też przynieśli?
– Parę rzeczy, tylko to o co
prosiłem. – Spojrzałam na niego pytająco, zamykając szafę. – Parę koszulek i
spodenki – sprecyzował.
Mój wzrok ponownie pochłonęło
łóżko. Nie no, nie było szans, żebym na nim spała. Nie z Christianem obok. Ten
stał oparty o swoje biurko na drugim końcu pokoju i badawczo mi się przyglądał.
Ja za to skupiłam swoją uwagę na dwóch fotelach stojących ciągle niedaleko
kominka. Może gdybym je ze sobą połączyła udałoby mi się dosyć wygodnie
położyć?
Zmęczenie coraz bardziej
dawało o sobie znać, dlatego szybko poszłam do łazienki przebrać się w piżamę,
po czym zaczęłam przesuwać fotele. Christian, który w czasie mojego pobytu w
łazience zdążył zrzucić koszulkę i włożyć luźne dresy w których prawdopodobnie
spał, zmarszczył brwi.
– Co robisz? – spytał,
podchodząc do mnie. Starałam się nie patrzeć na jego nagą klatkę piersiową.
Fotele były tak ciężkie, że niemal miałam nadzieję na to, że chłopak mi pomoże.
– Szykuję sobie spanie.
– Przecież łóżko jest tam. –
Pokazał je palcem, ale nawet nie spojrzałam w tamtym kierunku. Bardziej byłam
zajęta tym, że dywan pod fotelem się zawinął i strasznie utrudniał dalsze jego
przesunięcie.
– Twoje łóżko, moje jest
dwuczęściowe. – Wskazałam ruchem głowy drugi fotel. Zaparłam się całym ciałem,
aby ruszyć uparty mebel o kolejnych parę centymetrów. Ani drgnął. – Cholera. –
Spojrzałam na Christiana wymownie. – Może byś pomógł?
Przewrócił oczami.
– Zostaw to.
Dopiero wtedy zauważyłam,
czemu fotel nie chciał się ruszyć. Christian blokował go stopą. Zacisnęłam
pięści, żeby nie zacząć krzyczeć. Naprawdę kiepski dzień wybrał sobie na
drażnienie mnie.
– Czy mógłbyś z łaski swojej
zabrać tą nogę?
– Nie wydaje mi się. – Cała ta
sytuacja najwyraźniej go bawiła, bo uśmiechał się od ucha do ucha, co oczywiście
jeszcze bardziej podniosło mi ciśnienie.
Zaklęłam cicho pod nosem i
podeszłam do drugiego fotela. Nie miałam zamiaru się z nim szarpać, a skoro nie
pozwalał mi na ruszenie tamtego, po prostu zajmę się tym.
– Oj kobieto – westchnął głęboko
zza moich pleców.
Chwilę potem objął mnie w
talii i podniósł do góry.
– Co ty robisz?! – krzyknęłam,
ale oczywiście nic sobie z tego nie zrobił. Za to zaczął mnie nieść w kierunku
łóżka. Zaczęłam się szarpać, co wbrew moim oczekiwaniom nie zrobiło na nim
wrażenia. Przycisnął mnie tylko bardziej do siebie, żebym na pewno się nie
wyrwała. – Puść mnie, bo…
– Bo co? – przerwał mi,
zadowolony. – Nakrzyczysz na mnie?
Rzucił mnie na łóżko,
zmuszając do położenia się na plecach, po czym nie dając mi szansy na ucieczkę
położył się obok i objął mnie mocno w talii.
– Puść mnie. – W dalszym ciągu
próbowałam się wyrwać, co tylko spowodowało jego napad śmiechu.
– No już już, złośnico. Idź
spać.
– Po moim trupie. – Szarpnęłam
się mocno, ale nic to nie dało. Christian tylko mocniej przycisnął mnie do
siebie.
– Dobranoc, Lorie.
– Christian, to nie jest
śmieszne. Puść mnie!
Zero reakcji. Kompletnie mnie
zignorował. Spróbowałam wyrwać się jeszcze raz, ale wiedziałam już, że to bez
sensu. Czułam, jak Christian wtula się w moje włosy. Wspaniały dzień, nie ma
co.
– Idiota – powiedziałam.
Odpowiedzi się nie doczekałam.
Cudownie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz